Z czym kojarzy się sport? Przede wszystkim z emocjami, rywalizacją i uwielbieniem zawodników przez fanów. Ci ostatni, oprócz swoich osiągnięć, kojarzeni są także z ogromnymi sumami, które rokrocznie wpływają na ich konta. Jednym z takich sportów jest Formuła 1. Ile zarabiają kierowcy bolidów? Więcej czy mniej niż piłkarze lub koszykarze? Zadałem sobie te pytania i postanowiłem sprawdzić, jak jest naprawdę.
Formuła 1 – z czego czerpie zyski?
Formuła 1 jest najpopularniejszą dyscypliną z kręgu sportów motorowych. Generowane rok w rok miliardowe zyski przekładają się na coraz wyższe gaże dla głównych aktorów tych widowisk, czyli samych kierowców. Nim przejdę do szczegółów na temat ich kontraktów, chcę wspomnieć właśnie o tym, ile zarabia sama Formuła 1. W 2019 roku przychody z tytułu rozgrywania wyścigów przekroczyły 2 mld USD (dolarów amerykańskich). W sezonie 2021 wyniosły one dokładnie 2 mld 126 mln USD. Tym samym F1 kontynuuje wzrostowy trend, który został przerwany na krótko przez pandemię Covid 19.
Jak mocno wszystkie gałęzie gospodarki poturbował wybuch pandemii koronawirusa, nie trzeba nikogo przekonywać. W przypadku Formuły 1 mówimy o stracie w wysokości niemal 450 mln USD. Złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze sam sezon został skrócony. Choć nie można powiedzieć o jakimś drastycznym cięciu, to jednak przy tego rzędu zyskach 17 wyścigów zamiast 22 odczuła zarówno FIA (Fédération Internationale de l’Automobile), czyli sama federacja sportów samochodowych, jak i poszczególne teamy. Mniej wyścigów to też mniejsze zyski ze sprzedaży praw do transmisji stacjom telewizyjnym. Im mniej jest rajdów, tym mniej można też dostać za opłaty licencyjne torów rajdowych. W takich sytuacjach nie można liczyć też na przychylność sponsorów, którzy nie będą przecież płacić więcej za mniej.
Pandemiczne obostrzenia odeszły jednak w większości do lamusa. A wraz z nimi do królowej sportów motorowych powracają ogromnie pieniądze. Te zaś przekładają się na milionowe kwoty kontraktów dla kierowców. I choć są one wielkie, to nie wszyscy jeżdżący po torach mogą pochwalić się niewiarygodnie wysokimi, jak na świat sportu, zarobkami.
Ile zarobili kierowcy F1 w sezonie 2021?
Po tym przydługim wstępie pora, żebym przeszedł do sedna tematu. A więc ile inkasują zawodnicy? Dużo, ale różnie. Aby ułatwić Ci znalezienie kwot otrzymywanych przez danych kierowców, stworzyłem klasyfikację. Wyróżniłem pierwsze trzy miejsca, a pozostałych kierowców umieściłem zbiorczo. Na koniec stworzyłem zestawienia ze wszystkimi zawodnikami, którzy wzięli udział w sezonie 2021.
Miejsce 1 – Lewis Hamilton
Jak różne są zarobki kierowców F1 widać na przykładzie Lewisa Hamiltona. Jeżdżący dla Mercedesa Brytyjczyk konkurentów wyprzedza nie tylko na torze. Dzięki temu w 2021 roku zarobił 55 mln USD. Najlepsi kierowcy, tacy jak właśnie 7-krotny mistrz F1 zarabiają jednak nie tylko na ściganiu się z innymi. Do tych 55 baniek trzeba doliczyć wypłaty z tytułu umów sponsorskich, takich jak np. reklamowanie Mercedes-AMG Project One, czyli samochodu sportowego pracodawcy Hamiltona. Zdarza mu się też niekiedy reklamować firmy niezwiązane ze sportem. Czy oblany tuszem Lewis Hamilton to dobry pomysł na reklamę producenta drukarek – Epsona? Zdania możemy mieć różne. Na pewno jednak zgodzimy się, że parę groszy do kieszeni Brytyjczyka wpadło.
Miejsce 2 – Max Verstappen
Miejsca w tym rankingu są odwrotne od klasyfikacji na torze za sezon 2021. Zeszłoroczny mistrz, jeżdżący dla Red Bulla Max Verstappen, dostał za wyścigi ponad dwukrotnie mniej. Kwota 25 mln USD nadal jednak robi wrażenie. Co ważne dla niego, wraz ze zwycięstwem przyszła też podwyżka. W kolejnym sezonie Holender dostanie tyle, co Lewis Hamilton. Także i w jego wypadku do kwoty kontraktu trzeba doliczyć pieniądze od sponsorów. W jego przypadku jest to przede wszystkim serwis streamingowy Viaplay.
Miejsce 3 – Charles Leclerc i Daniel Ricciardo
Kolejny skokowy spadek zarobków widać w przypadku kierowców Ferrari i McLarena. Obaj dostali w 2021 roku po około 14 mln dolarów. W przyszłym sezonie przegoni ich jednak Fernando Alonso z Alpine Renault, który otrzyma gażę w wysokości niecałych 25 mln USD. W jego przypadku będzie to więc niemal 3-krotny wzrost pensji. Pokazuje to, jak łatwo w Formule 1 jest wznieść się w górę, ale też jak szybko można z niej spaść.
Zarobki kierowców Formuły 1 – zestawienie
Poza podium są jeszcze dwaj kierowcy, których roczne dochody są 8-cyfrowe. Są nimi Sebastian Vettel z Aston Martina Aston Martina i Carlos Sainz z Ferrari. Niewiele mniej od nich (jeśli mogę tak napisać) zarabia były już partner Hamiltona w Mercedesie, czyli Valtteri Bottas. Dalej jest już zdecydowanie mniej spektakularnie. Zarobki poszczególnych kierowców nie przekraczają kwoty 6 mln USD. Aby łatwiej zobrazować różnice między zawodnikami, stworzyłem zestawienie z ich zarobkami za sezon 2021.
Lewis Hamilton (Mercedes) – 55 mln USD
Max Verstappen (Red Bull) – 25 mln USD
Charles Leclerc (Ferrari) i Daniel Ricciardo (McLaren) – 14 mln USD
Sebastian Vettel (Aston Martin) i Carlos Sainz (Ferrari) – 10 mln USD
Fernando Alonso (Alpine) – 9 mln USD
Valtteri Bottas (Mercedes) – 8 mln USD
Sergio Perez (Red Bull) – 6 mln USD
Kimi Raikkonen (Alfa Romeo) – 5 mln USD
Pierre Gasly (Alpha Tauri), Lando Norris (McLaren), Esteban Ocon (Alpine) i Lance Stroll (Aston Martin) – 2 mln USD
George Russel i Nicholas Latifi (obaj Williams), Nikita Mazepin i Mick Schumacher (obaj Haas) oraz Antonio Giovinazzi (Alfa Romeo) – 1 mln USD
Yuki Tsunoda (Alpha Tauri) – 200 tys. USD
Zarobki w F1 vs zarobki w innych sportach
Nie chciałem przedwcześnie wywoływać tego tematu, ale jak widzisz, pieniądze, które można zarobić w Formule 1, nie odbiegają aż tak bardzo od tego, co można dostać w innych popularnych sportach. Druga prawidłowość, która rzuca się w oczy, to duże skoki w zarobkach kolejnych zawodników. I choć kierowców jest tylko dwudziestu, przepaść między nimi jest gigantyczna. I to jest coś, co odróżnia F1 od innych dyscyplin.
Gdzie zarabia się najwięcej? W zawodowych ligach amerykańskich. Najbardziej dochodowym sportem na świecie jest NFL. Trudno mi pojąć (i pewnie nie tylko mnie), czemu uciekanie ze skórzanym jajem przed tabunem facetów można sprzedać za 7 mld dolarów. Najważniejsze, że wiedzą to Amerykanie, przez co można z futbolu amerykańskiego aż tyle wycisnąć. Co ważne, tyle kosztują same prawa telewizyjne do transmitowania tych meczów. Sami zawodnicy jednak nie zarabiają kilka razy więcej niż inni sportowcy. Najwyższe kontrakty oscylują w okolicach 25 mln USD rocznie. Tyle dostaje np. Kirk Cousins. W NBA wygląda to jednak inaczej. Choć sama koszykówka nie generuje przychodów większych niż NFL, to kontrakty zawodników są wyższe. Dla przykładu lider zestawienia, LeBron James, dostaje za sezon ponad 40 mld USD.
Większość futbolistów i koszykarzy zarabia tak naprawdę kilka razy mniej. Podobnie sytuacja wygląda w innych ligach zawodowych w USA. W generowaniu coraz wyższych zysków i utrzymaniu optymalnego balansu między wydatkami klubów a ich przychodami pomaga salary cap, czyli limit pensji, jaką wydać może dany klub na wszystkich zawodników w danym sezonie. Wydać można tak naprawdę więcej, ale wówczas płaci się podatek od luksusu. A że kwota to duża, to lepiej dwa razy zastanowić się nim podpisze się kontrakt z koszykarzem, bejsbolistą, hokeistą czy futbolistą.
Będąc przy futbolistach trudno nie wspomnieć o tych, którzy kopią piłkę po trawie. Najlepsi piłkarze w ligach europejskich zarabiają miliony porównywalne do kwot zarabianych przez kierowców Formuły 1 i sportowców z amerykańskich lig zawodowych. Wyjątkiem jest Kylian Mbappe z PSG, który w kontrakcie obowiązującym od sezonu 2022/2023 będzie rocznie zarabiał… 93 mln euro (EUR), czyli 97 mln USD. Jego klubowi koledzy, czyli Leo Messi i Neymar dostaną odpowiednio 35 mln EUR (ok. 36 mln USD) i 30 mln EUR (ponad 31 mln USD). Tyle samo, co Neymar dostał też Erling Braut Haland w Manchesterze City.
Jako ciekawostkę mogę podać, że niewiele mniej dostaje weteran Andres Iniesta. Mimo niemal 40 lat na karku i grania w raczej niezbyt wymagającej lidze japońskiej klub Vissel Kobe płaci mu 25 mln EUR rocznie, czyli trochę ponad 26 mln USD. Cóż, magia nazwiska starego mistrza, który w futbolu zdobył wszystko, co można wygrać. Takich kwot Inieście i innym piłkarzom pozazdrościć mogą piłkarzom za to siatkarze. Zarobki takich sportowców jak Wilfredo Leon nie przekraczają 1 mln USD. A mówię tu o tych najlepszych, takich jak właśnie Kubańczyk z polskim paszportem.
Limity pensji dla kierowców Formuły 1
Rosnące w szaleńczym tempie zarobki to nie tylko problem piłki nożnej, ale i Formuły 1. Za kwotami, które otrzymują zawodnicy, kryją się problemy niższych dochodów, czy wręcz problemów finansowych drużyn. Z tego względu rozważany jest pomysł wprowadzenia limitów na opłacanie kierowców. Ma on wynosić 30 mln USD na zespół. Kto na tym zyska, a kto straci? Na pewno zyskałyby teamy, które nie musiałyby podpisywać coraz wyższych kontraktów. Straciliby zaś zawodnicy, choć niekoniecznie wszyscy.
Zadaję sobie właśnie pytanie, którzy kierowcy F1 straciliby bardziej. Gwiazdy? Na pewno. Drugi kierowca? Niekoniecznie. W kwocie 30 mln USD trzeba byłoby znaleźć na tyle dużo pieniędzy, żeby najlepszych utrzymać lub skusić przyjściem do danej stajni. Domyślam się więc, że z 80% puli szłoby na tego lepszego. Dla drugiego zostałoby co najwyżej parę milionów. Prawdę mówiąc, na razie większość z nich wcale więcej nie dostaje. Może więc ten pomysł wypali. A może i nie, czego przykładem są inne dyscypliny sportowe.
Czy limity pensji w F1 uda się wprowadzić? Porównanie z innymi sportami
O tym, jak trudno wprowadzić trwałe zmiany, przekonać się można na podstawie sytuacji w piłce nożnej. Wymyślone przez UEFA Finansowe Fair Play (FFP) poniosło spektakularną klęskę. Dowodem na poparcie mojej opinii jest poluzowanie i tak nieprzestrzeganych limitów. Mimo lat obowiązywania FFP rosną i kwoty transferów i kontraktów. Bryluje w tym przede wszystkim sponsorowane przez katarskich szejków PSG. Zarówno 222 mln w europejskiej walucie, jakie klub ten wydał na Neymara, jak i kontrakt Mbappe to najlepsze przykłady jak „działają” hamulce wymyślone przez europejską federację.
Finansową poprzeczkę podnoszą jednak nie tylko działacze z Paryża. Grosza na piłkarzy i ich agentów nie żałuje i wspomniany Manchester City i inne kluby. Dla futbolu to zresztą problem coraz większy. Fakt, że już nawet Realu Madryt nie stać na skuszenie Kyliana Mbappe pokazuje, że brak regulacji może źle się skończyć. Aż strach pomyśleć co będzie, gdy wrotki odepną Saudyjczycy, którzy w 2021 roku kupili Newcastle United…
Problem ten w innych sportach występuje w mniejszym natężeniu. Ani europejska koszykówka, ani siatkówka czy też piłka ręczna nie są tak dochodowe jak piłka kopana. Inaczej przedstawia się sytuacja w USA. Moim zdaniem Amerykanie słusznie wprowadzili regulacje, dzięki którym ligi takie jak NFL czy NBA przynoszą gigantyczne zyski nie tylko zawodnikom. Salary cap, a może też podatek od luksusu i maksymalne i minimalne kontrakty zależne od stażu zawodnika przydałyby się i w Formule 1.
Nie mogę jednak nie wspomnieć, że i w Stanach nie ma problemów. Umowy między związkami zawodowymi zawodników a ligami są podpisywane na kilka lat. Rok przed wygaśnięciem zaczyna się żmudny proces dogadywania się co do tego, ile będzie można będzie zarabiać. Po jednej stronie jest liga i właściciele klubów, po drugiej zawodnicy. Liga nie chce problemów finansowych klubów, upadków itp. Właściciele też nie są skorzy do płacenia więcej za to samo. Co innego sportowcy. Co się dzieje, gdy się nie dogadają? Lockout, czyli zawieszenie sezonu. W przypadku NBA skończyło się to skróceniem sezonu zasadniczego 1998/1999 z 82 do 50 meczów. W hokejowej NHL dogadać nie mogli się tak długo, że w końcu odwołano cały sezon 2004/2005. Lockoutów w ligach zawodowych w USA było zresztą więcej. Tu podałem tylko najbardziej znane przykłady.
O tym, jakie straty przyniosły lockouty chyba nie muszę wiele mówić. Bez wątpienia władze F1 będą rozważać i taki scenariusz. Z jednej strony szamotaniny między zawodnikami a teamami co parę lat to nic dobrego. Z drugiej pozwolą racjonalniej planować budżety zespołów. Dalsze kroczenie drogą piłki nożnej to z kolei spokój z kierowcami. Jest to jednak też proszenie się o problemy z wypracowaniem coraz wyższych zysków, których futbol szuka od lat niczym Świętego Graala. I tak jak legendarnego kielicha, zysków tych nie znalazł.
Formuła 1 to sport dochodowy jak mało który. Niewiele jest dyscyplin mogących się z nią równać. Poza największymi gwiazdami zarobki nie są jednak tak kosmiczne, jak mogłoby się wydawać. Mimo to rozważanie idei limitu wynagrodzeń uważam za słuszne. Przykłady lig amerykańskich pokazują, że poprawia to konkurencyjność rozgrywek, na czym zyskują kibice. Zaangażowany fan to z kolei płacący fan. To zaś pozwala mnożyć zyski, które prędzej czy później trafiają też do zawodników. Niemniej jednak uważam, że przed F1 długa batalia. Czy skończy się w 2023 roku? Dobre pytanie. I Ty i ja zobaczymy, czy w ogóle się zacznie.