Po antycznych cywilizacjach pozostały głównie pałace, posągi i mitologie. Czasem jednak wyjątkowe osiągnięcia starożytnych ludów popadają w zapomnienie. O niektórych doniosłych odkryciach wie niewiele osób. Jeśli chcesz do nich dołączyć, poznaj moje TOP 5 niezwykłych znalezisk archeologicznych.
Mechanizm z Antykithiry
Poziom technologii niektórych ludów starożytnych przez wieki był niedoszacowany. Przykładem jest konstrukcja znaleziona w 1900 roku na wraku statku z I wieku p.n.e. Po oczyszczeniu i połączeniu kilkunastu kawałków brązu okazało się, że antyczni Grecy potrafili stworzyć mechanizm złożony z wielu zsynchronizowanych ze sobą kół zębatych.
Urządzenie nazwano starożytnym komputerem. Badania i rekonstrukcja wykazały jednak, że najbliżej mu do zegara. Mechanizm składał się z 37 kół. Ewidentnie zaprojektowano go jako przedmiot przenośny. Świadczą o tym małe rozmiary urządzenia. Największe koło ma tylko 17 cm średnicy. Przypuszcza się, że sprzęt pierwotnie chroniła drewniana obudowa.
Dzięki zapiskom starożytnych myślicieli badacze zrozumieli przeznaczenie mechanizmu z Antykithiry. Służył on do prognozowania ruchów Słońca i Księżyca. Dzięki temu można było przewidzieć zaćmienia. Rekonstrukcje potwierdziły informacje antycznych pisarzy. Niewykluczone, że sprzęt miał drugą funkcję – określanie ruchów 5 planet, które znali ludzie żyjący w tamtych czasach.
Dużo trudniej stwierdzić, kto stworzył to nadzwyczaj skomplikowane urządzenie. Podobne znane mechanizmy pochodzą dopiero z XVIII wieku. A skoro tak, w starożytności taki sprzęt musiał zbudować ktoś wybitny. Najpoważniejszym kandydatem na wynalazcę jest Hipparch. Ten genialny grecki astronom żył w II wieku p.n.e. Nie da się więc wykluczyć, że po jego śmierci przyrząd przechodził z rąk do rąk.
Bateria z Bagdadu
Jeszcze dłuższą historię ma przedmiot, którego pierwszy egzemplarz znalazł Wilhelm König. Ten niemiecki archeolog w latach 30. XX wieku przekopywał okolice stolicy Iraku. W trakcie wykopalisk odkrył mały gliniany dzbanek z zardzewiałym miedzianym walcem w środku. Już wtedy badacz zaczął przypuszczać, że urządzenie służyło do generowania prądu o niewielkim napięciu.
Przyrząd z III wieku p.n.e., który znalazł König, zaginął w trakcie II wojny światowej. Na szczęście znaleziono więcej takich baterii. Najwyraźniej nie były niczym niezwykłym w tamtych i późniejszych czasach, bo odkryto ich dość dużo. Dzięki temu ogniwo udało się odtworzyć.
Zasada działania urządzenia okazała się prosta. W naczyniu z gliny naukowcy umieścili miedzianą rurkę, a w niej żelazny pręt. Następnie zalali mechanizm wodą z dodatkiem octu winnego w proporcjach 95% do 5%. Na koniec zatkali otwór korkiem ze smoły. Tyle wystarczyło, żeby replika wytworzyła prąd o napięciu 0,5 V.
Pozostała jeszcze kwestia znalezienia zastosowania dla ogniwa. Wysunięto hipotezę, że mogło służyć do pokrywania powierzchni cienkimi warstwami rozpuszczonych metali. To by tłumaczyło umiejętność tworzenia idealnie równomiernych powłok ze srebra i złota, którymi zdobiono m.in. statuetki bogów. Ciekawe, czy kiedyś dowiemy się, kto stworzył pierwszą starożytną baterię.
Mohendżo Daro
Dwa poprzednie odkrycia dowiodły, że nasza wiedza o poziomie technologii w starożytności była niepełna. Mohendżo Daro to z kolei przykład pokazujący, że ludzie żyjący tysiące lat temu tworzyli naprawdę zaawansowane kultury. Mam na myśli nie tylko osiągnięcia w dziedzinie techniki, ale też organizacji społecznej.
Mohendżo Daro jest stanowiskiem archeologicznym znajdującym się w Indiach. Pierwsze badania ruin tego miasta przeprowadzono na początku lat 20. XX wieku. Nie ma dziś wątpliwości, że cywilizacja rozwijająca się w dolinie rzeki Indus 4,5-5 tys. lat temu, była najbardziej zaawansowaną spośród ówcześnie istniejących kultur.
Cywilizacja Doliny Indusu zajmowała teren o powierzchni 1,5 mln km², a więc znacznie więcej niż egipska, sumeryjska, a nawet chińska. Dawni mieszkańcy Indii zbudowali wiele dużych ośrodków, w tym właśnie Mohendżo Daro zamieszkiwane przez 40 tys. ludzi. Inny ważny ośrodek ich kultury to Harappa.
Oba największe ośrodki wyróżnia regularny układ ulic o szerokości 9-10 m i podział na miasto górne i dolne. Pierwsze było dzielnicą administracyjną, a drugie – mieszkalną. W Mohendżo Daro i Harappie znaleziono pozostałości po publicznych łaźniach. W domach większości mieszkańców były toalety. Co ciekawe, budynki urzędowe najpewniej nie były pałacami.
Mieszkańcy Doliny Indusu pozostawili po sobie mnóstwo zabawek dla dzieci, ale nie broń. Co więcej, nie wydaje się, żeby opuścili swoje miasta wskutek wojny. Nie ma w nich śladów walk. Zatem co stało się z przedstawicielami tej kultury? Niestety, dopóki nie uda się odczytać ich pisma, nie dowiemy się więcej o ich historii, kulturze i wierzeniach.
Odkrycie Troi
Za jeden z przełomowych momentów w rekonstruowaniu dawnych dziejów odpowiada kolejny Niemiec. Heinrich Schliemann do pewnego stopnia udowodnił, że również starożytną literaturę należy traktować inaczej, niż nam się wcześniej wydawało. Już jako młody człowiek postawił sobie za cel odnalezienie miasta z dzieła Homera, które do tej pory uchodziło za fikcję literacką.
Heinrich Schliemann nie był traktowany poważnie przez ówczesne środowisko naukowe. Nie musiał jednak być, ponieważ w toku swojego ciekawego życia trafił do USA, gdzie założył bank. Interesy kwitły, dzięki czemu w 1870 roku mógł pozwolić sobie na spędzenie reszty życia za oszczędności i realizowanie swojej pasji odkrywania tajemnic antycznego świata.
Jak postanowił za młodu, tak później uczynił i udał się do Turcji. Tam właśnie, zgodnie z opisem Homera, dokładnie nad rzeką Skamander, miała istnieć Troja. W trakcie wykopalisk okazało się, że pod piaskiem faktycznie znajduje się duże miasto. Co więcej, nad jednym stało drugie, młodsze. Finalnie odkryto 9 warstw zabudowań. Najstarsze pochodziły z IV tysiąclecia p.n.e. Ostatnie wzniesiono 300 lat przed Chrystusem.
Za Troję archeolog-amator uznał warstwę VIIa. To właśnie w niej znaleziono ślady ogromnego pożaru, o którym pisał Homer. Czy jednak była to Troja, którą rządził król Priam? Być może, ale żadnych pozostałości z nazwami i imionami do tej pory nie znaleziono. Właśnie dlatego napisałem, że Heinrich Schliemann tylko do pewnego stopnia udowodnił istnienie Troi.
Mapa Piri Reisa
Na koniec opowiem Ci o znalezisku, które może być dowodem na niezwykłą wiedzę geograficzną starożytnych ludów. Historia badań nad tą mapą sięga lat 30. XX wieku. Niewiele wcześniej, w 1929 roku, jeszcze jeden Niemiec, Gustav Adolf Deissmann, katalogował zbiory biblioteki sułtanów z pałacu Topkapı. Wśród nich była zapomniana mapa z początku XVI wieku narysowana przez Admirała (Reis) Piri.
Mapa intryguje m.in. ze względu na wyjątkową dokładność odwzorowania wybrzeży Ameryki Południowej. Choć sam Piri Reis przyznał, że korzystał z map hiszpańskich i portugalskich, trudno zrozumieć, jakim cudem w 1513 roku udało się tak precyzyjnie określić kształt zachodniego wybrzeża tego kontynentu. Od jego odnalezienia przez Europejczyków minęło przecież dopiero 21 lat.
Na mapie zaznaczony jest południowy kraniec Antarktydy. Jak to możliwe, skoro o istnieniu tego lądu wiemy dopiero od XIX wieku? Jedno z wyjaśnień to nieznane nam kontakty starożytnych ludów Mezoameryki, Afryki i Eurazji. Sam autor przyznał przecież, że skorzystał też z map ptolemejskich, a więc z IV-I wieku p.n.e. Drugim jest… fantazja autora, który narysował mityczny kontynent Terra Australis.
Oba wyjaśnienia mogą być prawdziwe. Przez wieki na mapach zaznaczano mityczne krainy. Tej pokusie uległ też sam Piri Reis, który na północnym Atlantyku umieścił wyspę Antillia. Jak się później okazało, takiego lądu nie ma. Dziś wiemy też, że wybrzeża Ameryki Północnej wyglądają inaczej niż na mapie tureckiego admirała. Co więcej, Antarktyda pokryta jest lodem, a nie zielona, jak na jego pracy.
Inne ciekawe znaleziska
Rzekome ślady używania tytoniu i kokainy znalezione w ciałach egipskich mumii czy zupełnie prawdziwe miasta rdzennych Amerykanów w USA oraz mieszkańców afrykańskiego Zimbabwe to kolejne zagadkowe odkrycia archeologiczne. Świadczą o naszych brakach w wiedzy na temat życia ludzi nie tylko w starożytności, ale też później.
Kto wie, co jeszcze zbudowali albo gdzie dotarli nasi przodkowie. Wyprawy Thora Heyerdahla, który w drugiej połowie XX wieku przepływał oceany na tratwie i łodzi z papirusu, pokazują, że do pokonywania wielkich odległości i poznawania innych kultur wcale nie trzeba zaawansowanej technologii. A ta, gdy już powstała, tylko nas zadziwia. I Tobie i mnie pozostaje więc czekać na kolejne przełomowe odkrycia.