Prezentacja pierwszej generacji Nintendo Switch w 2017 roku odbiła się szerokim echem w technologicznym światku. Nikt jednak chyba nie przypuszczał, jak wielki wpływ na rozwój przenośnych konsol będzie miał handheld od Japończyków. Powstałe w ciągu kolejnych kilku lat inne urządzenia ożywiły rynek, na który wcześniej większość producentów nie zwracała uwagi. Jak odmienił go Nintendo Switch? Postarałem się znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Świat przed Switchem. Kto oprócz Nintendo tworzył handheldy?
Do roku 2017 rynek konsol dzielił się ściśle na segment urządzeń stacjonarnych oraz przenośnych, czyli handheldów. W tym pierwszym niepodzielnie rządziły (i nadal dominują) SONY i Microsoft ze swoimi platformami PlayStation oraz Xbox.
W międzyczasie pierwszy z tych koncernów mniej lub bardziej nieudolnie próbował zdobyć udział w rynku mobilnego sprzętu do gier. Pomysły japońskiej firmy przyjmowały się jednak co najwyżej średnio. Niespecjalnie udał się PSP, czyli PlayStation Portable, który borykał się z problemem piracenia gier, a jeszcze gorzej Vita, na którą brakowało wysokiej jakości tytułów. Nie udał się też Xperia Play, czyli smartfon z wysuwanymi padami, czego powodem była niska wydajność jego podzespołów.
Główny rywal SONY – Microsoft – do dziś nie zdecydował się na wydanie przenośnej konsoli. Swoich sił nie próbowali również inni wielcy gracze branży gamingowej. Mam tu na myśli zarówno producentów elektroniki takich jak ASUS, jak i właścicieli platform internetowych z grami, m.in. Valve.
Od czasu do czasu swój kawałek tortu próbowali wykroić jedynie mniej znani lub nieraz całkiem anonimowi twórcy, np. OUYA. Efekty ich prac były jednak mizerne, przez co bardzo szybko o nich zapominano. Rynkiem przenośnych konsol niepodzielnie rządziło Nintendo, które konsekwentnie budowało swoją pozycję w gamingowej społeczności od lat 80. Przedsiębiorstwo z Kioto postanowiło jednak pójść dalej i zaoferować urządzenie hybrydowe.
Fenomen Nintendo, czyli jak Switch podbił rynek przenośnych konsol
Realizacja idei konsoli jednocześnie mobilnej i stacjonarnej przekroczyła chyba oczekiwania wszystkich, łącznie z jej twórcami. Ich projekt udowodnił, że do podbicia serc graczy nie trzeba wcale budować mocnego sprzętu. Postawili przede wszystkim na praktyczność, której nie sposób zmierzyć samą specyfikacją techniczną.
W rezultacie powstało urządzenie, które na pierwszy rzut oka prezentuje się bardzo przeciętnie. Nawet w 2017 roku ekran o rozdzielczości 1280 x 720 pikseli i przekątnej 6,2 cala, do tego wykonany w trącącej już myszką technologii LCD nie robił wrażenia. Przyzwoite, ale też niezbyt zachwycające są możliwości trybu wideo, działającego po podłączeniu Switcha do telewizora. Obraz wyświetla się maksymalnie w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli), ale na jego korzyść przemawia płynność dobijająca do 60 FPS (klatek na sekundę).
Pierwsza generacja Nintendo Switch była ponadto wyposażona w głośniki stereo i niezbyt imponujący pojemnością dysk twardy mający 32 GB miejsca na dane. Jakby więc nie patrzeć, specyfikacja techniczna konsoli nie wykraczała ponad to, co było dostępne w ówczesnych smartfonach z budżetowej półki. Właśnie to jednak w dużej mierze przesądziło o sukcesie Switcha. Dzięki niewymagającym wielkiej energii podzespołom sprzęt działa nawet do 6 godzin.
Czego więcej mogli chcieć gracze? Długa żywotność akumulatora w przypadku mobilnej konsoli jest ważniejsza niż wydajność. Co w końcu po niej, jeśli doprowadzi do szybkiego rozładowania ogniwa, a zabawa skończy się po godzinie czy dwóch. W połączeniu ze względnie niewielkimi rozmiarami czyni to z Nintendo Switch idealny sprzęt do spakowania do plecaka i ruszenia w podróż.
Na popularność Switcha wpłynęła też niezwykle pomysłowa konstrukcja. Stacja dokująca, która pozwala w jednym urządzeniu mieć zarówno konsolę stacjonarną, jak i przenośną, to pomysł genialny. Dość powiedzieć, że do dziś ani SONY, ani Microsoft, ani żaden inny producent elektroniki nie stworzył czegoś podobnego, a przy tym tak udanego. W połączeniu z odczepianymi, autonomicznymi kontrolerami Joy-Con projektanci stworzyli zestaw idealny do grania w każdych warunkach.
Żeby było mało, wiele pracy włożyli w przygotowanie wygodnego wyświetlacza. Jego siła nie tkwi bowiem w wielkości i rozdzielczości, ale kącie widzenia. Co mam na myśli? Najlepiej zobaczyć to na własne oczy, porównując ekran Switcha z mierzącą około 6,2 cala przekątnej matrycą smartfona. Widać wyraźnie, że na zastosowanym w konsoli panelu widać więcej niż na porównywalnym wyświetlaczu telefonu.
Co jeszcze decyduje o popularności Nintendo Switch?
Technikalia odgrywają dużą rolę w popularności Nintendo Switch, ale nie wystarczyłyby do osiągnięcia przez konsolę takiego sukcesu. Równorzędne znaczenie ma otoczka kreowana przez japońskiego producenta wokół swojego sprzętu i gier. Wielki wpływ ma na nią historia niektórych tytułów sięgająca nawet 30 czy 40 lat wstecz.
Co więcej, tak jak inni producenci, japoński koncern dba o to, by część tytułów mieć na wyłączność. Wiele z nich to prawdziwe unikaty, czego najlepszymi przykładami są sztandarowe gry The Legend of Zelda: Breath of the Wild, różne warianty Pokémonów oraz rozbudowywana przez dekady seria gier z Mario jako głównym bohaterem.
Społeczność skupiona wokół Nintendo ma okazję zaznać czegoś, co jest coraz rzadszym zjawiskiem w branży gier. Tytuły wydawane na te konsole, w tym te na Switcha, są po prostu dopracowane. W ich przypadku zdecydowanie rzadziej słyszy się o problemach z działaniem gry tuż po premierze. To zjawisko stało się niestety powszechne w przypadku innych platform. Pozycje przygotowywane na PlayStation, Xboxa, a także PC zaczynają spełniać oczekiwania nabywców dopiero po aktualizacjach błędów. Niekiedy mijają miesiące, nim stają się grywalne.
Dopieszczanie swoich produkcji Nintendo wzniosło na jeszcze wyższy poziom, oferując fanom figurki amiibo. Nie są to wyłącznie przedmioty kolekcjonerskie, których nie brakuje w specjalnych zestawach przygotowywanych na inne platformy. Poza tym, że amiibo są małymi dziełami sztuki, stanowią funkcjonalny dodatek do niektórych gier. Najpełniej widać to w dostępnych tylko na Switcha tytułach z serii Mario i Super Smash Bros. Umieszczany we wnętrzach figurek czip łączy się z modułem NFC znajdującym się w prawym Joy-Conie.
W ten sposób fizyczny przedmiot zyskuje swój wirtualny odpowiednik, stając się postacią. W innych grach, np. Zeldzie przy ich pomocy można zyskać dodatkowe elementy ekwipunku, niedostępne bez sparowania amiibo z kontrolerem. Muszę przyznać, że to genialny pomysł, a do tego absolutnie wyjątkowy tylko dla Switcha i wcześniejszej konsoli Wii.
Wysyp przenośnych konsol efektem sukcesu Switcha?
Nintendo Switch, wraz z wariantami OLED i Lite, w ciągu około 5 lat od premiery sprzedało się w liczbie 122 mln sztuk. Wynik ten jest oszałamiający, dlatego postawił konsolę na pierwszym miejscu w tym segmencie urządzeń. Japoński koncern pokazał, że mimo rozwoju rynku gier mobilnych nie brakuje osób chcących grać na przenośnym sprzęcie w jeszcze wyższej klasy tytuły. Nie umknęło to uwadze konkurencyjnych firm, wokół których także skupione są pokaźne społeczności. Nie ma więc przypadku w tym, że wysyp mobilnych konsol nastąpił właśnie po 2017 roku.
Dla uściślenia – premiery nowoczesnych handheldów przypadły na okres sporo późniejszy niż prezentacja Switcha. Nic dziwnego, ponieważ od momentu pojawienia się pomysłu na zbudowanie urządzenia, podpisania umów na licencjonowanie gier i testy sprzętu do wypuszczenia go na rynek musiało minąć kilka lat. Co więcej, rynkowi rywale mieli mniejsze, a niekiedy zerowe doświadczenie w tworzeniu tego rodzaju elektroniki. Mam tu na myśli przede wszystkim Valve, którego konsola Steam Deck to pierwszy produkt do mobilnego grania. Większą wiedzę zdobył wcześniej ASUS tworzący gamingowe smartfony i akcesoria do nich. Nadal jednak nie było to doświadczenie zbliżone do tego, które miało Nintendo działające od dekad na rynku konsol, a nie tylko specjalnie przystosowanych modeli telefonów.
Steam Deck i ASUS ROG Ally nie są oczywiście żadnymi bezpośrednimi konkurentami Switcha. Nintendo nie udostępnia nikomu swojego systemu, gier i otoczki w postaci figurek amiibo. Sprzęt od Valve i ASUS-a to produkt dla pecetowych graczy. Czy jednak powstałyby, gdyby nie zawrotny sukces Nintendo?
Mam co do tego duże wątpliwości. Firmy na różny sposób działające w branży gamingowej zauważyły, że to właśnie na takich, specjalnie przygotowanych przenośnych maszynkach zdolnych odtwarzać tytuły AAA da się zrobić interes. Wcześniej niektóre z nich liczyły na to, że pieniądz leży w niszy, jaką są smartfony dla graczy. Przeciętna lub wręcz niska sprzedaż modeli takich jak ASUS ROG Phone czy Razer Phone skłoniła niektóre z nich do próby powtórzenia osiągnięcia Nintendo.
Jaka przyszłość czeka handheldy?
Wszystko wskazuje na to, że mobilne konsole czeka pomyślna przyszłość. Choć wydawały się coraz mniej potrzebną kategorią produktów, triumfalnie powróciły. Mało tego, klienci do wyboru mają ich coraz więcej. Po wejściu do sprzedaży Steam Decka i ASUS-a ROG Ally powrót na rynek handheldów zapowiedziało SONY.
Czy jednak Project Q ma szansę odnieść sukces? Niekoniecznie, ponieważ będzie to urządzenie niesamodzielne, do działania potrzebujące stacjonarnego PS5. Większą szansę na podbicie serc graczy ma ROG Ally, które może osiągnąć przynajmniej taką sprzedaż jak sprzęt od Valve, czyli 1,62 mln sztuk w ciągu 10 miesięcy od premiery. Ciekaw jestem też, czy do wyścigu o portfele graczy w końcu dołączy Microsoft.
Nintendo pokazało, że przyszłość mobilnego gamingu to nie tylko zabawa na smartfonach. Nadal istnieje wielomilionowa grupa ludzi, którzy od tej formy rozrywki oczekują czegoś więcej. Przed innymi producentami jednak jeszcze daleka droga, by dorównać Switchowi. Kto by nie chciał jednej, zarówno przenośnej, jak i stacjonarnej maszynki do gier? Pozostaje nadzieja, że wkrótce ujrzymy takiego Steam Decka, PlayStation, ASUS-a ROG Ally, a może też Xboxa.