Fenomen freak fightów. Skąd bierze się ich popularność?

Spis treści

freak fight

Mordobicie, wyzwiska, narkotyki i przekleństwa. Oczywiście mowa o polskich galach freak fightowych. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, skąd bierze się ich popularność. W trakcie przemyśleń doszedłem do kilku ciekawych wniosków. Mianowicie, jesteśmy winni sami sobie – chętnie wytłumaczę Ci, dlaczego tak uważam. 

Freak fight – rosnące uwielbienie patologii

Pochodzę ze starych czasów. Pamiętam Polskę brutalną i niebezpieczną. Niechętnie wspominam dzielnice, którymi nie warto było przechadzać się wieczorami – niektóre bramy traktować można było niczym magiczne portale na pobliski OIOM. Niekiedy wystarczyło raz źle skręcić podczas spaceru, żeby obudzić się rano w szpitalu, a nie własnym domu. Wie o tym doskonale minione pokolenie.

Na przestrzeni lat udało się zwalczyć patologię. Oczywiście nie do końca, ale w znacznym stopniu. Na terenie dużych miast stało się stosunkowo bezpiecznie. Ludzie przestali stresować się tzw. dziesionami (czyli kradzieżami z pobiciem) oraz przypadkowymi zaczepkami ze strony przedstawicieli grup kibolskich. Przemoc – doświadczona przez tylu ludzi – stała się reliktem przeszłości.

Nie zrozum mnie źle. Nie uważam, że obecnie przemocy nie ma wcale. Po prostu kiedyś pobitym można było zostać zupełnie za nic, bez przyczyny. Dziś to rzadkość, ale zaczyna się to ponownie zmieniać. Młodsze pokolenia, które nie doświadczyły minionego terroru, zaczęły romantyzować patologię i mordobicie. Uważam, że winni temu są polskie freak fighty… i my sami. 

„Zaraz dostaniesz w mordę i nie będziesz taki mądry”

Nie będę ukrywać. W ludziach – również we mnie – potrafi kryć się wiele złości. Wraz z kolegami nie raz, nie dwa, zastanawialiśmy się nad tym, czy znienawidzone przez nas osoby (np. aktorzy) byliby tacy „mądrzy” po dostaniu kilku  sierpowych prosto w twarz. Nie zmienia to faktu, że nasze pragnienia zawsze kończyły się na wyobrażaniu sobie bitew w ringu oraz spekulowaniu wyników teoretycznego pojedynku.

Obecnie nie trzeba sobie wcale niczego wyobrażać, bo wystarczy poczekać do gali Fame MMA lub High League. Nie lubisz kogoś? Za lekko ponad 50 złotych możesz zobaczyć – przy odrobinie szczęścia – jak będzie nokautowany na deskach oktagonu. Nic nie stoi na przeszkodzie nawet w tym, żeby się na tym wzbogacić; widzowie mogą obstawiać wyniki spotkań celebrytów i dobrze zarobić.

Freak fighty są popularne – ale nie tylko dlatego – bo lubimy patrzeć na cierpienie znienawidzonych przez nas ludzi. Możesz wmawiać sobie, że to nieprawda; że to tyczy się tylko niewielkiego procenta społeczeństwa, ale to bez sensu. Organizatorom Fame MMA regularnie udaje się sprzedawać setki tysięcy PPV (ok. 500 000 dla FAME 13), a przed telewizorami siedzi zwykle po kilka, czasami kilkanaście osób. Tylu widzów nie udaje się gromadzić nawet siatkówce oraz innym stosunkowo popularnym dyscyplinom sportowym.

Ciężka praca nie popłaca

Zmienię odrobinę wątek. Wyobraź sobie przeciętną polską rodzinę w modelu 2+1, żyjącą od pierwszego do pierwszego. Nie stać ich na wczasy w zagranicznych państwach ani inne luksusy. Jeżdżą 20-letnim autem z lekko popsutym silnikiem. Rodzice pracują na etacie przez 40 godzin w tygodniu, a pomimo tego nie stać ich na żadne sensowne oszczędzanie; przecież odkładać trzeba mieć z czego.

Teraz sprawdź życie gwiazd freak fightów. Sportowe samochody, markowe ubrania i ciekawie prowadzone profile Instagram, ukazujące użytkownikom niesamowite i egzotyczne podróże. To wszystko za kilka minut występu poprzedzonego przeklinaniem oraz wyzywaniem przeciwników w trakcie spotkań w studio. Tak właśnie wygląda rzeczywistość znanych pseudo sportowców i influencerów.

W dobie kapitalizmu, zakładającego, że prawdziwą wartość człowieka stanowi generowany przez niego dochód… kogo naśladować chętna będzie młodzież? Własnych rodziców, uświadamiających im na każdym kroku, że ciężka praca wcale nie popłaca, czy znane osobistości dostarczające im dowodów na to, że aby zarobić, wystarczy dać komuś w twarz i chwilę pokrzyczeć przed widzami?

Młodszym pokoleniom – codziennie karmionym internetowym contentem – nasuwa się prosty wniosek. Mianowicie, w życiu liczy się argument siły. Siła argumentów przestała mieć znaczenie. Przemoc i wulgarność to droga na skróty po szybki sukces życiowy. Kiedyś przemoc utożsamiano z cierpieniem i bólem. Obecnie oznacza naprawdę dobrą zabawę i szybkie pieniądze dla każdego.

Fame MMA – początek efektu domino dla pozostałych gal typu freak fight

Pierwszą słynną galą freak fightową w Polsce stało się Fame MMA. To właśnie tam biły się m.in. takie osobistości jak: 

  • Marta Linkiewicz; 
  • Marcin Najman;
  • Sylwester Wardęga;
  • Piotr „Bonus BGC” Witczak;
  • Paweł „Popek” Rak.

A to tylko początek. Na przestrzeni lat gala rozwinęła się, gromadząc coraz to nowsze sławy – głównie youtuberów, aktorów, muzyków (zwłaszcza raperów) oraz innych influencerów doskonale znanych w świecie show-biznesu. Zakładam, że w przyszłości doświadczymy nawet walk polityków; do rozpoczęcia efektu lawinowego wystarczy pierwszy chętny.

Widząc sukces włodarzy Fame MMA (m.in. Wojciecha Goli i Boxdela), zainspirowanych poczuło się wielu innych przedsiębiorców. Niemalże natychmiastowo wystartowało przez to kilka nowych gal:

  • Clout MMA;
  • Prime MMA;
  • High League;
  • Hype MMA;
  • MMA-VIP;
  • Gromda;
  • Elite Fighters;
  • Punchdown.

I nic w tym dziwnego, bo społeczeństwo naprawdę zaczęło doceniać rozrywkę tego typu. Pieniądze leżały więc na ziemi i tylko czekały na to, aż ktoś zdecyduje się je podnieść – nie zabrakło przedsiębiorców gotowych na to, żeby się po nie schylić.

Król może pozostać tylko jeden

Ludzie lubią seks i przemoc. Ciągnie nas do brutalności oraz osób charakteryzujących się atrakcyjnym wyglądem. Tak było od niemalże zawsze i szybko się to nie zmieni. Wiedzą o tym doskonale m.in. eksperci od marketingu, stale wymyślając nowe sposoby na uzyskiwanie uwagi ze strony gawiedzi. Dlaczego o tym mówię? Uprzedzam, nie bez powodu.

W kapitalizmie wygrywa ten, komu uda się pozyskać większą liczbę klientów. Tak działa biznes. Oznacza to, że w momencie, w którym na rynku dostępne zaczęło być 10 różnych gal, ich włodarze musieli zacząć prześcigać się w tym, co zaoferują swoim widzom. Zrobili to niskim kosztem, bo wspomnianymi przeze mnie przemocą i seksem.

Każda następna gala musiała być lepsza od poprzednich – głośna, wulgarna, intensywna. Ktoś zwyzywał się w trakcie Fame MMA? W takim razie na Clout MMA musiał uderzyć innego zawodnika w twarz podczas rozmowy. Nieskończona spirala patologii. A to wszystko tylko po to, żeby wygenerować większe zainteresowanie oraz zdobyć lepszą oglądalność.

Powiem wprost. To nie byłoby aż tak skuteczne, gdyby nie widzowie. Polacy chcą oglądać takie rzeczy w swoim telewizorze, więc trudno dziwić się temu, że zawsze znajdzie się ktoś chętny dostarczać im treści tego typu. Bo gdyby nie chodziło o szok i niszczenie barier przyzwoitości oraz tego, co akceptowalne społecznie, ludzie byliby zainteresowani KSW, a nie Fame MMA. 

Pozytywy walk freak – czy to show może nieść za sobą coś dobrego?

Teoretycznie, sport to zdrowie. Nie ukrywam, że jestem w stanie zauważyć kilka pozytywów wzrostu popularności freak fightów. Główny plus stanowi dla mnie zachęta dla dzieci do bycia aktywnym fizycznie. To właśnie m.in. przez Fame MMA i Clout MMA wiele osób zaczęło trenować sporty walki (zwłaszcza boks) – tego nie sposób odmówić.

Za korzyść dla wszystkich mogę uznać także to, że wiele zapraszanych na gale sław skompromitowało się tam publicznie, co pozwoliło odbiorcom zauważyć, że nie warto się nimi nadal interesować w swoim czasie prywatnym. Za przykład tego – oczywiście moim zdaniem – może posłużyć m.in. Sebastian Fabijański, czyli polski aktor, raper oraz malarz.

I to tyle. Reszta to same wady. To rozrywka przeznaczona dla dorosłych, która w praktyce została skierowana do młodzieży. Stała się aż tak popularna, bo na to po prostu pozwoliliśmy.

13 / 100

SZUKAJ W SERWISIE

Szukaj

najnowsze wpisy