Rok temu o tej porze pewnie nie spodziewałeś się, że 2020 rok będzie wyglądał tak jak wyglądał. Czyli co najmniej jak film apokaliptyczny. Pandemia koronawirusa zdominowała mijający rok i na pewno storpedowała większość planów, które chciałeś zrealizować. Lista postanowień noworocznych pewnie jak co roku nie miała końca, jednak nie oszukuj się – pewnie nawet gdyby ktoś na chińskim targu nie zjadł zakażonego mięsa, to i tak nie ruszyłbyś palcem, żeby wreszcie dotrzymać danego sobie słowa.
No dobra, czas skończyć z lenistwem i wziąć się porządnie do roboty. Postanowienia noworoczne wcale nie muszą być tylko bazgrołami, które za 365 dni staną się niepodważalnym dowodem na Twój brak determinacji, a wręcz przeciwnie – mogą stać się Twoją chlubą i zawisnąć w złotej ramce. Zabrzmiało górnolotnie? Bo miało! 2021 to przecież świetny moment (lepszego może już nie być, bo kto wie jaka zaraza na nas czeka) na przełamanie złej passy i dokonanie niemożliwego. A ja ci w tym pomogę.
Dlaczego postanowienia noworoczne nie są głupie?
Na samym początku warto rozprawić się z jednym mitem powtarzanym co roku niczym mantra przez miliony ludzi na całym świecie – że postanowienia noworoczne to kompletna strata czasu i energii. No tak, w sumie wszystko się zgadza, ale tylko z perspektywy osób, które notorycznie tych postanowień nie dotrzymują. Nie mówię, że z listy liczącej 15 punktów masz odhaczyć wszystkie, bo cyborgiem przecież nie jesteś. Oczywiście wielkie gratulacje dla szczęśliwców, którym się to kiedykolwiek udało, ale w tym wszystkim przecież nie o to chodzi. Ważne, żeby w ogóle podjąć rękawicę i zmierzyć się ze swoimi słabościami, bo to właśnie odróżnia dojrzałych facetów od chłopców. Odwaga, żeby ponieść porażkę i mocno dostać w tyłek, żeby później zbierać plony wylewania hektolitrów potu. Kto nie ryzykuje ten szampana nie pije – to jedno z moich ulubionych powiedzonek. Dlatego może to właśnie 2021 rok będzie należał do Ciebie, bo w końcu uwierzysz, że jeśli chcesz, to potrafisz. Zresztą tak będzie, ja Ci to mówię. Chociaż według Benjamina Franklina w życiu pewne są tylko śmierć i podatki, to możesz być 100% pewien, że pierdząc w kanapę, popijając piwko i kompulsywnie przełączając kanały raczej nie dorobisz się kaloryfera na brzuchu czy nie zrobisz papierów na instruktora żeglarstwa.
Mierz siły na zamiary
Nowy rok, nowy ja – podobny tekst słyszę w styczniu średnio kilka razy w tygodniu, nawet gdy niechcący przysłuchuję się wywodom wylewnych klientów stojących po bułki w spożywczaku czy po setkę żubrówki na dobry poranek. No dobra, Nowy Rok to faktycznie dobry moment na wprowadzenie kilku konkretnych zmian w swoim szarym życiu, no bo wreszcie masz wymówkę, żeby jeszcze tych kilka dni sobie pofolgować i ruszyć na pełnej… od 1 stycznia. Prawda jest taka, że mógłbyś zacząć życiową rewolucją nawet teraz, w tym momencie, kiedy wpatrując się w ekran swojego smartfona czy tam innego laptopa, ale okej, nie oceniam bo żadnym wielkim guru nie jestem.
Nie liczy się to jak zaczniesz, ale jak skończysz. Jeśli weźmiesz na swoje barki zdecydowanie więcej niż możesz unieść tylko dlatego, że chcesz sobie coś udowodnić albo zaimponować swojej kobiecie, to zmartwię Cię mój brachu, ale nie tędy droga. Im bardziej Twoja lista postanowień noworocznych będzie przypominać sneake’a po 30 minutach gry na Nokii 3310, tym większa szansa, że znowu wszystko pójdzie w diabły. I tak w kółko aż w końcu odbijesz się od ściany i niczym Agnieszka Chylińska, powiesz sobie „dość”. Grunt, to zachować zdrowy rozsądek i mierzyć swoje siły na zamiary. Nawet jeśli na białej kartce papieru mają pojawić się zaledwie dwa punkty, pamiętaj, że liczy się jakość, a nie ilość. Co więcej – jeśli Twoim jedynym celem na 2021 rok będzie rzucenie palenia i dotrzymasz słowa, to i tak chapeau bas.
Marzyciele nigdy nie mają łatwo
Dlaczego co roku masz problem z dotrzymaniem postanowień noworocznych? Mogę się założyć, że większość pozycji z Twojej listy to cele, których nawet najbardziej zdeterminowane osoby nie potrafiłyby zrealizować, ale ty jakimś cudem stwierdziłeś, że to mały pikuś. No bo nie oszukujmy się – w rok nie da się przygotować w pełni przygotować do przebiegnięcia maratonu czy zrzucenia 30 kilogramów bez nadwyrężania swojego zdrowia.
Rachunek jest więc prosty – patrząc po miesiącu na swoje plany dochodzisz do wniosku, że szkoda tracić na nie czasu. Moja rada jest taka – jeśli wiesz, że nie jesteś w stanie czegoś zrobić w widełkach 365 dni to rozłóż je sobie na raty. Bo czemu nie? Nie od razu Rzym zbudowano, a małymi kroczkami możesz znacznie bardziej przybliżyć się do ukończenia misji aniżeli rzucając się na głęboką wodę. Marzyć każdy może, ale czasem zdecydowanie lepiej mocno stąpać po ziemi i osiągnąć coś wielkiego niż później żałować, że jest już za późno.
Skleroza nie boli, ale…
… oddala Cię od realizacji noworocznych postanowień. Ja na przykład nie pamiętam co jadłem na obiad w zeszły poniedziałek (ale na pewno nie była to pomidorówka z niedzielnego rosołu), więc tym łatwiej zapomnieć o ambitnych planach sprzed kilku czy kilkunastu miesięcy. Nie jesteś przecież robotem z pamięcią komputerową, więc trudno, żebyś w nawale domowych i zawodowych obowiązków pamiętał jeszcze o tym, że miałeś przecież podszkolić się z niemieckiego czy chciałeś pobić swój rekord w przejechanych na rowerze kilometrach.
Czasem najprostsze sposoby okazują się najbardziej skuteczne, dlatego swoje postanowienia noworoczne po prostu zapisz na kartce papieru. Może to staroświeckie, zwłaszcza gdy nowoczesne smartfony potrafią zastąpić teraz niemal wszystko, ale z własnego doświadczenia wiem, że jakieś pojedyncze notatki w telefonie lądują na cmentarzysku niepotrzebnych plików multimedialnych. Polecam lodówkę – zaglądasz do niej co najmniej kilka razy dziennie, nawet jeśli wiesz, że nic poza światłem w niej nie uświadczysz, co nie zmienia faktu, że po prostu nie przeoczysz tego, że miałeś w tym roku coś ważnego do zrobienia. Najlepiej to wypisz swoje postanowienia czerwonym albo jakimś innym żarówiastym flamastrem, żeby jednak czasem nie zginęły w gąszczu innych, mniej lub bardziej ważnych notatek.
Może jakiś mały zakładzik?
Absolutnie nie zachęcam do hazardu, ale jeszcze mały zakład nikomu nie zaszkodził. Zwłaszcza, gdy ma być źródłem potężnej dawki motywacji do zrealizowania choćby jednego z postanowień noworocznych. Wiadomo, że na każdym kroku czyha na nas cholernie dużo pokus, dla których jesteśmy w stanie odłożyć dalekosiężne plany na podbicie świata na później, które oczywiście nigdy nie następuje. Dlaczego więc nie skorzystać z starego sprawdzonego sposobu, jakim jest zakład? Nieważne czy zakładasz się z kumplem, bratem czy żoną – Twój honor nie pozwoli Ci ponieść sromotnej porażki. Powiem Ci więcej – możesz na tym sporo zyskać, bo nie tylko wreszcie dokonasz cudu i przejdziesz od słów do czynów, ale też zarobisz nagrodę, o jaką walczyłeś w zakładzie. Nikt nie mówi, że musisz zakładać się o sporą sumkę pieniędzy – jest tyle ciekawych rzeczy, o które można zagrać. Oczywiście wszystko powinno mieścić się w granicach rozsądku.
Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni
To powinno być Twoim mottem życiowym nie tylko w kontekście dotrzymania postanowień noworocznych, ale w ogóle życia. Chociaż pewnie wciąż trudno Ci się z tym pogodzić, ale nie możesz być dobry we wszystkim. Jednak determinacja i konsekwencja w dążeniu do celu mogą zdziałać prawdziwe cuda. Dlatego jeśli po drodze do zrzucenia zbędnych kilogramów, rzucenia palenia czy otwarciu własnego biznesu przydadzą się Ci się porażki, to potraktuj je jako dobrą lekcję na przyszłość a nie powód do wywieszenia białej flagi. Cała sztuka polega na tym, żeby się nie zrażać – nie ma sensu wracać do czegoś, czego już nie odwrócisz. Jedyne co możesz dla siebie zrobić, to iść dalej z podniesioną głową i być wytrwałym. Cytując fragment kultowej już przemowy motywacyjnej Jurka Killera do Stefana „Siary” Siarzewskiego – „Twardym trzeba być, a nie miętkim”. I tego się trzymaj, a w końcu zjesz te swoje postanowienia noworoczne na śniadanie.