joseph mengele

O naziście Josephie Mengele słyszał każdy człowiek, nawet ten, który pobieżnie zna historię. Bez wątpienia jest on jedną z najgorszych kreatur w historii ludzkości. W tym wpisie pragnę skupić się jednak nie tylko na okresie jego działalności w obozie śmierci Auschwitz-Birkenau, ale przyjrzeć się jego młodości i powojennym losie. Kim z początku był Joseph Mengele, jak został Aniołem Śmierci i czemu uniknął kary?

Młodość Josepha Mengele

Joseph Mengele to człowiek, który od początku do końca swojego życia miał szczęście. Wpływ na jego losy miało m.in. pochodzenie z zamożnej rodziny. Jego ojciec, Karl, w 1907 roku kupił warsztat, w którym naprawiano maszyny rolnicze. Cztery lata później na świat przyszedł Joseph. Sukcesy biznesowe ojca w połączeniu z talentem do nauki pozwoliły mu skończyć szkołę i zdać maturę w 1930 roku. Stała się ona przepustką do studiów wyższych.

Młody Joseph Mengele nie szukał uczelni zbyt daleko. Urodzony w bawarskim miasteczku Günzburg wybrał największe lokalne miasto, czyli oddalone o około 120 km od rodzinnego domu Monachium. Wszechstronne zainteresowania zmusiły obiecującego studenta do wyboru kierunku. Do jego pasji należały nauki ścisłe, filozofia i medycyna. Ostatecznie postawił na ten ostatni fakultet.

Tak jak milionom innym Niemców w tamtym czasie, Josephowi Mengele bezustannie towarzyszyło poczucie niesprawiedliwej porażki Cesarstwa w I wojnie światowej. I tak jak wielu jego rodaków widział on niekończące się kłopoty Republiki Weimarskiej, która powstała w miejsce II Rzeszy. Złe nastroje w narodzie potęgowała powojenna bieda, konieczność spłacania reparacji innym państwom, a wreszcie światowy kryzys ekonomiczny.

Mieszanka prawdziwych i wydumanych przyczyn niepowodzeń nowych, republikańskich Niemiec pchała wiele osób w objęcia skrajnych ruchów politycznych. O rząd dusz walczyła Komunistyczna Partia Niemiec (KPD) i różnej wielkości ugrupowania nacjonalistyczne. Joseph Mengele wybrał prawicę. Jeszcze w trakcie studiów przystąpił do Stahlhelm. Organizacja ta zrzeszała weteranów wojennych. Miała też swoją młodzieżówkę, której członkiem był przyszły Anioł Śmierci.

Po przejęciu władzy w Niemczech przez Adolfa Hitlera naziści rozpoczęli integrację organizacji nacjonalistycznych. Stahlhelm stał się częścią Sturmabteilung (SA). W ten sposób nieco przypadkiem młody Joseph Mengele stał się częścią nowej machiny politycznej w kraju. Zrządzenie losu to jednak niewielkie. Biorąc pod uwagę poglądy, przypuszczam, że i tak zapisałby się do tej organizacji.

W 1934 roku doszło do Nocy Długich Noży, wskutek czego zlikwidowano SA. Przez kolejne trzy lata świeżo upieczony absolwent medycyny pozostawał poza orbitą partii, bojówek, stowarzyszeń i innych grup politycznych. W tym czasie zajmował się medycyną. Napisał m.in. pracę naukową pt. Badania rasowo-morfologiczne żuchwy u czterech grup rasowych. Nie było w niej ani trochę rasizmu. Ot, młody adept sztuki lekarskiej udokumentował badania, dzięki którym oficjalnie został lekarzem.

Początki pracy lekarskiej Josepha Mengele

Ważny w życiu doktora Mengele był rok 1937. Doszło wtedy do dwóch ważnych wydarzeń. Opuścił wówczas uniwersytecki szpital dziecięcy w Lipsku i dostał pracę w Instytucie Dziedziczności, Biologii i Czystości Rasowej III Rzeszy. Wstąpił też do partii nazistowskiej, czyli NSDAP. W kolejnym roku zgłosił akces do SS i został przyjęty. Wtedy też został oficjalnie doktorem nauk medycznych. Dyplom wystawił Uniwersytet we Frankfurcie nad Menem.

Większym problemem dla niego okazało się ubieganie o możliwość poślubienia narzeczonej. Urzędnicy nie mieli wątpliwości co do „czystego, aryjskiego pochodzenia” Josepha Mengele. Nie mogło być inaczej, ponieważ w innym przypadku nie zostałby przyjęty do SS i nie mógłby pracować w Instytucie. Niepewne było jednak pochodzenie jednego z przodków jego wybranki. Ostatecznie dowodów na nie w pełni aryjską krew kobiety nie znaleziono. Dzięki temu doktor wziął ślub z Irene Schönbein.

Młoda para nie miała okazji nacieszyć się sobą zbyt długo. Dwanaście miesięcy po ślubie, czyli w 1940 roku, Joseph Mengele został zmobilizowany tak jak miliony innych Niemców. Ze względu na wykonywany zawód został oficerem medycznym. Początkowo nic nie zapowiadało, kim za kilka lat stanie się zdolny, ale w sumie zwykły lekarz.

Joseph Mengele w pierwszych latach II wojny światowej

Pierwsze dwa lata służby wojskowej Joseph Mengele spędził głównie na froncie wschodnim. Pracował oczywiście jako doktor. Nie należał jednak do Wehrmachtu, ponieważ jako oficer SS dostał przydział do Waffen-SS. W trakcie walk z ZSRR dwukrotnie wsławił się ratowaniem innych niemieckich żołnierzy. Za udzielanie im pomocy i bohaterstwo podczas bitew kilkukrotnie go odznaczano. Dostał m.in. dwa Krzyże Żelazne.

W 1941 roku po raz pierwszy przez krótki czas przebywał w Polsce. Dostał spokojną, urzędniczą posadę w Urzędzie Genealogicznym do spraw Rasy i Osadnictwa. Razem z innymi lekarzami oceniał cechy rasowe podbitej ludności. Niemcy nie mieli przecież zamiaru wybić wszystkich. Według planu bardziej wartościowe genetycznie jednostki po wojnie mogłyby służyć aryjskim panom.

Praca w urzędzie, poza tym, że haniebna, nie była jednak zbrodnicza. Joseph Mengele robił po prostu to, co wielu innych członków nazistowskiej machiny wojennej. Przeniesienie doktora do centrali w Berlinie też tego nie zmieniło. W międzyczasie, oprócz odznaczeń, zbierał on kolejne awanse w hierarchii SS. Ostatecznie dorobił się stopnia hauptsturmführera, co można porównać do rangi kapitana w wojsku.

W 1943 roku doszło do tego, z czego najbardziej znany jest Joseph Mengele. Dostał angaż w obozie śmierci w Auschwitz. Dla lekarza zainteresowanego genetyką, dziedzicznością i anomaliami fizycznymi było to wymarzone miejsce. W takim miejscu mógł bez żadnych oporów przeprowadzać badania na tysiącach ludzi.

Auschwitz – Joseph Mengele zostaje Aniołem Śmierci

Pisanie o badaniach w odniesieniu do działalności doktora Mengele to, oczywiście, duża przesada. Absurdalne teorie rasowe w połączeniu z medycyną dały upiorną mieszankę pseudonaukowych, sadystycznych eksperymentów. W ich sens wierzyli tylko fanatyczni naziści jak np. Joseph Mengele. O tym, że pomysły tego człowieka nie miały żadnej wartości naukowej, świadczy nie tylko to, co robił, ale też jego powojenne losy.

O wielu jego działaniach wiemy z relacji tych, którzy przeżyli spotkanie z nim oraz innych osób, które przebywały w obozie. Niektóre świadectwa obrosły też straszną legendą, przez co nie zawsze da się stwierdzić, co naprawdę działo się w jego baraku. To jednak nie ma znaczenia. Wszystko to, co wiadomo na pewno, wystarcza, by wierzyć również w te niepewne relacje.

Joseph Mengele przyjechał do Auschwitz 30 maja 1943 roku. Angaż w obozie zapewnił mu jego przełożony z uniwersytetu frankfurckiego Otmar Freiherr von Verschuer, który, nawiasem mówiąc, też nie poniósł po wojnie kary za swoje czyny. Na eksperymenty wyznaczony został barak nr 15. Jego wyposażenie i wystrój zostały urządzone zgodnie z wytycznymi doktora Mengele. Pieniędzy na to nie brakowało. Ogarnięci rasowym szaleństwem naziści nie żałowali środków na badania tego rodzaju.

W budynku znalazło się miejsce na dwie pracownie. Jedna służyła doktorowi Mengele do eksperymentów na żywych ludziach. Drugą było prosektorium. Oprócz tego w różnych częściach obozu (w baraku nr 15, a także w 22, 29 i 31) urządzono pomieszczenia dla dzieci w różnym wieku. Te najmniejsze przebywały z matkami. Zbrodniarzowi zależało na jak najwyższej jakości swoich prac. Z tego powodu miejsca te były czyste i przyzwoicie wyposażone w np. meble. Koło baraków romskich (nr 29 i 31) zbudowano nawet plac zabaw.

Dzieci były dobrze karmione. Dostawały warzywa, pieczywo, mięso i słodycze w odpowiedniej ilości. Joseph Mengele nie pozwalał też ich bić innym esesmanom i kapo, czyli więźniom funkcyjnym. To był jednak tylko wstęp do tego, co lekarz wyczyniał w swojej pracowni. Nieświadome dzieci lubiły go, bo dawał im jeść i był dla nich miły. Nieliczne, które wracały do innych baraków, były jednak zmaltretowane. Dorośli szybko więc zrozumieli, co się dzieje i dlatego właśnie doktor został nazwany Aniołem Śmierci.

Początek wizyty u Josepha Mengele nie zwiastował jeszcze niczego złego. Jako że chciał odkryć naturę bliźniactwa, dziedziczności cech i tajemnice niektórych chorób zaczynał od całkiem zwyczajnych badań. Zdrowe dzieci były mierzone na różne sposoby. Przy pomocy specjalistycznych narzędzi sprawdzał m.in. rozstaw oczu, długości kończyn i kształt czaszki. Wykorzystywał także tabele kolorów, by określić kolor oczu i skóry.

Joseph Mengele sprawdzał dzieci tak pod kątem fizycznym, jak i psychicznym. Pytał je o różne rzeczy, żeby sprawdzić ich wiedzę i spostrzegawczość. Na tym etapie jeszcze nikomu nie robił krzywdy. Niedogodnością był sam czas trwania badań. Potrafił je przeprowadzać nawet przez 8 godzin.

Później rozpoczynały się okrutne operacje. Wszystkie odbywały się bez znieczulenia, co już samo w sobie było straszne. Joseph Mengele sztucznie tworzył bliźnięta syjamskie. Jedno ze świadectw wspomina o dwóch romskich dzieciach, którym połączył żyły i zszył je plecami. O tym, że do tego doszło, wiadomo, ponieważ jeszcze żywe zostały odesłane do innego baraku. Po czymś takim długo nie były w stanie żyć i w nocy zmarły.

Innym pomysłem doktora Mengele było zakrapianie oczu różnymi substancjami. Czym były? Tego nikt dziś nie wie. Efektem była jednak śmierć noworodków. Starsze dzieci przeżywały, ale traciły wzrok. Później i tak były zabijane. Tak jak ofiary innych eksperymentów, np. operacji kręgosłupa, dostawały one zastrzyk z fenolu w serce. Nawet i to nie zawsze miało miejsce. Jedno z bliźniąt zostało odurzone narkotykami i żywcem przecięte na pół na oczach jego matki.

Innym eksperymentem na noworodkach było sprawdzanie, jak długo przeżyją bez jedzenia. Joseph Mengele obserwował też postępy w leczeniu raka wodnego. Ta choroba prowadziła do odpadania tkanki od policzków. Na koniec widać już było tylko kości. Choć tego schorzenia doktor akurat nie wywoływał, to po zaobserwowaniu poprawy stanu zdrowia chorych wyrzucał z powrotem do swoich baraków. Ludzie, którzy znów nagle przestawali jeść i żyli w brudzie, mieli nawroty choroby. Nie o wyleczenie pacjenta chodziło w tym przypadku.

Rak wodny pojawiał się sam, ale tyfusem i innymi chorobami zakażał już sam doktor Mengele. Oprócz tego infekował rany, przeprowadzał amputacje zdrowych kończyn, wyjmował narządy żywym ludziom, by zobaczyć, po jakim czasie umrą, kąpał ich w żrących substancjach, napromieniowywał rentgenem, kastrował i przetaczał nawzajem krew bliźniętom. Robił też pewnie wiele innych rzeczy, ale tego nie sposób dowieść. Jego eksperymentów prawie nikt nie przeżył. Co więcej, podczas ucieczki z Auschwitz zabrał swoją dokumentację medyczną.

Wiele mogłyby pewnie powiedzieć części ciał, które wysyłał do Instytutu Badań Antropologicznych i Biologiczno-Rasowych w Berlinie. Spreparowane gałki oczne, kończyny, szkielety i głowy, a także krew, płyn mózgowo-rdzeniowy i ślina ofiar trafiały na dalsze badania. Joseph Mengele wszystkie części ciała drobiazgowo opisywał po sekcjach zwłok. One jednak też przepadły.

Dalsze losy Josepha Mengele

Niemcy zdawali sobie sprawę, co ich czeka, gdy wpadną w ręce żołnierzy Armii Czerwonej. Szczególnie zdawali sobie z tego sprawę ludzie pracujący w takich miejscach jak obozy śmierci. Joseph Mengele po Auschwitz nie skończył jednak pracy w obozach. W ostatnich miesiącach wojny był kierowany do różnych miejsc na Dolnym Śląsku, z których najbardziej znanym jest Gross Rosen.

Po upadku III Rzeszy trzeba było ukryć się na dobre. Doktor Mengele na początku miał jednak pecha. Został złapany przez amerykańskich żołnierzy. Tak jak wszyscy esesmani podlegał karze więzienia. I tak jak reszta zrzucił czarny mundur SS i przebrał się za zwykłego Niemca z Wehrmachtu. To wystarczyło, by wyszedł na wolność.

Jakim cudem uniknął losu innych przedstawicieli swojej formacji? W przeciwieństwie do nich nie miał tatuażu z grupą krwi po wewnętrznej stronie lewego ramienia. Był on obowiązkowy dla wszystkich członków SS. Nie wiadomo jak, ale doktorowi Mengele jeszcze przed wojną udało się przekonać wyżej postawionych ludzi, żeby akurat jemu nic na skórze nie utrwalać. Brak tatuażu w połączeniu z fałszywym paszportem i pomocą życzliwych mu ludzi pozwoliły mu uciec z Europy.

Niestety, to co działo się po II wojnie światowej, to hańba nie mniejsza niż pobłażanie hitlerowcom przed nią. Nieustanny, paraliżujący strach przed sowieckim komunizmem pchał wielu ludzi do pomocy równie złym zbrodniarzom. W tamtym czasie bardziej niż dziś nie brakowało też przeciwników liberalizmu. Antysemityzm też dalej był powszechny. Przez to wszystko naziści zyskiwali możliwość ucieczki.

Pomocną dłoń do Josepha Mengele wyciągnął austriacki katolicki biskup Alois Hudal. Człowiek ten widział w nazizmie tarczę, dzięki której Europa obroni się przed komunizmem, liberalizmem i Żydami, którzy według niego przyczynili się do wzrostu znaczenia tych ideologii. Umiłowanie hitlerowskiego ustroju podsycała w nim zresztą sama III Rzesza płacąca w czasie wojny duchownemu za bycie agentem nazistów w Watykanie.

Biskup Hudal pomógł Mengelemu (a także wielu innym zbrodniarzom, w tym Adolfowi Eichmannowi), dając mu pieniądze, organizując podrabianie paszportów na fałszywe nazwiska i organizując bezpieczne kanały ucieczki. Dzięki temu, na statkach wypływających z włoskich portów, przemierzali Atlantyk i trafiali do Ameryki Południowej.

Doktor Mengele, tak jak wielu innych Niemców, trafił do Argentyny. Ówczesny dyktator tego kraju, Juan Domingo Peron, chętnie przyjmował uciekinierów w nadziei, że część z nich pomoże stworzyć mu lokalne mocarstwo. Był świadom, że wielu nazistów, choć byli kreaturami, mieli też wykształcenie z różnych dziedzin. Inżynierowie, wykładowcy uniwersyteccy i lekarze, tacy jak właśnie Mengele, znajdowali dyskretne schronienie i państwową protekcję dyktatora.

O tym, że przegrani naziści dalej cieszyli się sporą sympatią, świadczy też wydarzenie z lat 50. Otóż pewien człowiek przyszedł do ambasady Niemiec Zachodnich w Buenos Aires i poprosił o wyrobienie nowego dowodu osobistego i paszportu. Chciał wrócić do swojej prawdziwej tożsamości i znów nazywać się Joseph Mengele. Do dziś nie wiadomo, jakim cudem wyrobiono mu dokumenty i nikt go nie zatrzymał.

W 1959 roku dawny Anioł Śmierci z Auschwitz opuścił Argentynę. Nie ma w tym przypadku. Sześć lat wcześniej obalony został Juan Domingo Peron. Kolejne rządy nie były negatywnie nastawione do pełnej nazistowskich uciekinierów mniejszości niemieckiej, ale też nie chroniły ich już tak mocno. Po krótkim czasie spędzonym w Paragwaju Joseph Mengele osiadł w Brazylii.

Pomoc bogatej rodziny i własny pragmatyzm sprawił, że już w Argentynie byłemu lekarzowi żyło się dobrze. W latach 50. chciał nawet prowadzić firmę z pewnym Żydem. Po emigracji do Brazylii mógł więc pozwolić sobie na spokojną emeryturę. W latach 60. i 70. zajmował się głównie czytaniem książek, słuchaniem muzyki klasycznej i prowadzeniem pamiętnika. Wspominał w nim o wielu mało istotnych rzeczach, ale nie o swojej mrocznej przeszłości.

Joseph Mengele zmarł niespodziewanie w 1979 roku. W dniu 7 lutego poszedł ze znajomymi na plażę. Podczas pływania w Atlantyku doznał udaru mózgu. Zbrodniarz zmarł w wieku 68 lat i został pochowany na cmentarzu parafialnym w Embu das Artes, niedaleko miasta Santos. Aby nikt nie odkrył jego tożsamości, na nagrobku widniało fałszywe nazwisko Wolfgang Gerhard. O tym, kto naprawdę tam leży, świat dowiedział się w 1985 roku. Wówczas poinformował o tym fakcie jego syn Rolf.

Dlaczego Joseph Mengele uciekł przed sprawiedliwością?

Zakończenie II wojny światowej i klęska Niemiec to bez wątpienia wielki sukces aliantów. Niestety, zwycięstwo nad hitlerowcami nie przyczyniło się do ukarania wielu zbrodniarzy wojennych. Oczywiście, postawienie przed sądem wszystkich nie było możliwe. W nazistowskiej machinie wojennej brały przecież udział miliony ludzi. Smutne jest jednak to, że od odpowiedzialności wywinęli się też dobrze znani zbrodniarze.

Jedną z przyczyn była postawa rządów zwycięskich państw. W pierwszej kolejności szukano najwyższych dygnitarzy III Rzeszy. O losie wielu z nich, np. Martina Bormanna czy Adolfa Eichmanna, przez wiele lat nikt nie wiedział. Ważni, bo przydatni, byli też inżynierowie pokroju Wernera von Brauna. Tacy jak Joseph Mengele byli dalej na liście poszukiwanych.

Działalność doktora była, oczywiście, potępiana jako zbrodnia przeciwko ludzkości. Jego eksperymenty nie miały przy tym żadnej wartości naukowej. Urojenia chorego umysłu Mengele poniekąd go więc uratowały. Na co komu lekarz-zabójca, który do niczego nikomu się nie przyda? Pragmatyczne podejście aliantów pchało ich do tropienia ludzi albo najbardziej znanych, albo użytecznych.

O ile postawa aliantów zachodnich i Sowietów jest szokująca, to działań nowo powstałego państwa Izrael już w ogóle nie sposób wytłumaczyć. Mosad, czyli izraelski wywiad, wiedział o miejscu pobytu Josepha Mengele. Z niezrozumiałej dla mnie przyczyny schwytanie go nigdy jednak nie było priorytetem. Co ciekawe, nie zmieniło się to nawet po skazaniu na śmierć celu nr 1 dla Żydów, czyli Adolfa Eichmanna w 1962 roku.

Mniej zaskakująca jest pobłażliwość samych Niemców. Kryli go zarówno weterani wojenni w Argentynie, jak i niemieccy dyplomaci, którzy wydali mu dokumenty. Nowe władze RFN też jakoś nie były chętne go wytropić mimo tego, że Rolf Mengele mieszkał w Niemczech. Nie mam wątpliwości, że gdyby taka była wola polityczna, to udałoby się od syna wydobyć informacje na temat miejsca pobytu ojca.

Życzliwość rodziny, weteranów z Argentyny i niektórych duchownych w połączeniu z pobłażliwością aliantów i kolejnych rządów Izraela pozwoliły Aniołowi Śmierci dokonać żywota przypadkiem podczas pływania w oceanie, a nie na stryczku. Od Josepha Mengele zawsze był ktoś ważniejszy do znalezienia. Choć być może wcale nie o to chodziło?

Po faktach przyszedł czas na rozważania. Zastanawiam się, co mogło stać za takim lekceważeniem jego zbrodni wojennych. Możliwe, że jest coś, o czym nie wiemy. Z jakiejś przyczyny pozwalano mu żyć. Co mogło być tym powodem? Nie były nim eksperymenty. Również jakąś tajemną wiedzę o polityce III Rzeszy możemy wykluczyć. Joseph Mengele był tylko esesmanem średniego szczebla. Nie mógł mieć i zapewne nie miał (bo skąd?) wiedzy takiej jak najważniejsi przywódcy państwa.

Mam jednak pewne przypuszczenie. Racjonalny na swój sposób doktor całkiem nieźle radził sobie w powojennej rzeczywistości. Kto wie, czy nie został zwerbowany przez któryś wywiad. W Argentynie poznał wiele ważnych postaci upadłego państwa nazistowskiego, w tym właśnie Eichmanna. Może komuś, w zamian za spokój i pewnie też za pieniądze, donosił o tym, co robią zbrodniarze wojenni i wydawał ich na rozkaz swoich mocodawców?

Nie mówię, że tak było, ale moim zdaniem coś musi być na rzeczy. Niewiarygodna pobłażliwość wobec jednego z najgorszych ludobójców w historii nie mogła się wziąć z przypadku. To wręcz nieprawdopodobne, żeby Mengele posiadał tyle szczęścia. Mam na myśli szczególnie okres po 1953 roku, gdy wygasła protekcja Juana Domingo Perona. Mimo tego odnoszę wrażenie, że przez resztę życia nadal był nad nim rozłożony dyskretny, ochronny parasol.

Joseph Mengele i jemu podobni – dylematy moralne

Kreatury takie jak Joseph Mengele od lat prowokują do pytań o motywacje do działań i ich powody. W życiu wielu z nich, w tym obozowego doktora, nie doszukano się oznak traumatycznych przeżyć, które mogłyby tłumaczyć makabryczne przedsięwzięcia.

Prowadzone po wojnie badania, takie jak słynny eksperyment doktora Philipa Zimbardo, nie wyjaśniają w pełni, dlaczego niektóre jednostki są zdolne do najstraszniejszych czynów. Z jednej strony stanfordzki eksperyment więzienny z 1971 roku pokazał, że przyzwolenie na przemoc i bezkarność pcha sprawców do eskalacji działań.

Z drugiej nawet w takich momentach pojawiają się prawi ludzie. Przykładem są żołnierze Wehrmachtu Wilhelm Hosenfeld i Max Liedtke. Pierwszy uratował Władysława Szpilmana, a drugi 2500 przemyskich Żydów. Za swoje działania zostali nawet uhonorowani przez izraelski instytut Yad Vashem.

Hosenfeld i Liedtke nic nie musieli i mogli zrobić to, co chcieli. Mimo to okazali się bohaterami. Inaczej mogli więc zachowywać się także tacy ludzie jak Joseph Mengele. Nie wszystko da się wytłumaczyć obowiązkiem wykonywania rozkazów, co on i wielu innych nazistów wmawiało wszystkim po wojnie.

Joseph Mengele do końca życia pozostał nazistą. Nie można tym samym mieć wątpliwości, że wszystko, co czynił, było wyrazem jego własnej woli. Mało tego ani w trakcie wojny, ani po niej nie wykazywał oznak jakiejś choroby psychicznej. Świadczy to o tym, że swoich zbrodni dokonywał w pełni świadomie.

W takich momentach pojawia się pytanie: jak traktować takie jednostki? Czy dziś, gdy w wielu krajach nie ma już w kodeksach kary śmierci, podobni do Josepha Mengele dostaliby szansę dożyć swoich dni w celi? Co w takiej sytuacji jest bardziej moralne: dożywocie czy szubienica? Trudno rozstrzygnąć te dylematy. Jedno, co jest pewne, to konieczność stawiania wszystkich zbrodniarzy przed sądem.Joseph Mengele to postać, która jak nikt inny pokazuje najgorszą stronę ludzkości. Jednak z równie mrocznej strony pokazały się rządy zwycięskich państw, które nie ścigały go z wystarczającą determinacją. Czy losy Anioła Śmierci nauczyły świat czegokolwiek? W końcu tak wiele jest haseł typu nigdy więcej. Niestety, wszystko to, co nastąpiło po wojnie, pokazuje, że człowiek tak naprawdę nie wyciągnął i nigdy pewnie nie wyciągnie wniosków z takich tragedii.

10 / 100

Dodaj komentarz