Jak to się dzieje, że czasami na budynkach i murach widzimy wyjątkowe obrazy ze światłocieniem, a czasami krzywe napisy typu „kocham cie anka”? Wszystko dlatego, że graffiti to chyba najbardziej nierówny, jeśli chodzi o poziom artystyczny, element kultury. Obok siebie funkcjonują dzieła chwalące zasłużone postacie i napisy obrażające wybrane grupy społeczne czy poglądy. Jak zatem jest z tym graffiti – to sztuka czy bardziej psucie krajobrazu?
Graffiti – nieco historii
Graffiti w dzisiejszych czasach oznacza malunki i napisy tworzone farbami w sprayu. Trafiają one na budynki, mury czy mosty zarówno w miastach, jak i mniejszych miejscowościach. Nie zawsze malunki te były utożsamiane z tryskającą farbą, ponieważ na początku historii twórcy wykonywali je za pomocą flamastrów. Miało to miejsce przede wszystkim na przełomie lat 60. i 70., więc to właśnie na ten okres należy datować początki graffiti, które znamy dziś. Ówczesny rozkwit nastąpił w Stanach Zjednoczonych.
W latach 70. do obiegu zaczęły wchodzić farby w sprayu, które grafficiarze pokochali natychmiast. Pozwalały one na tworzenie jeszcze większych i efektowniejszych malunków. Nasilenie malowania po budynkach spotykało się często z krytyką, a w niektórych miastach, np. w Nowym Jorku, władze mocno karały twórców. Jak dobrze wiemy – to, co zakazane, cieszy się sporą popularnością, dlatego graffiti szybko przywędrowało do Europy i doskonale się tutaj zadomowiło.
Aktualnie sytuacja w Polsce wygląda tak, że graffiti niby jest nielegalne w większości miejsc, ale tak naprawdę mało kto otrzymuje kary. W dużych miastach wyznacza się specjalne miejsca do malowania graffiti, więc tam każdy może wyżyć się artystycznie w dowolny sposób. Mimo tego malunki pojawiają się także na zabytkowych kamienicach i innych budynkach, do których niekoniecznie pasują.
Miasta, które słyną z graffiti
Nowy Jork – to jedno z tych miast, gdzie zaczęła się historia graffiti, więc nic dziwnego, że znajduje się tam mnóstwo wyjątkowych okazów street artu. Efektowny malunki można tak spotkać właściwie na każdym kroku, ale są miejsca niemal w całości poświęcone właśnie sztuce ulicznej. Jednym z nich są DUMBO Walls, czyli ściany znajdujące się niedaleko stacji York Street. Można tam obejrzeć dzieła światowych artystów. Poza północną częścią Brooklynu w poszukiwaniu graffiti warto odwiedzić m.in. Manhattan, gdzie znajduje się Bowery Wall;
Miami – miasto na Florydzie to wymarzony cel każdego miłośnika street artu. W Miami można zobaczyć Wynwood Walls, czyli galerię graffiti pod gołym niebem. Znajduje się tam mnóstwo bardzo kolorowych i zaawansowanych artystycznie malunków, a za wstęp trzeba zapłacić kilkanaście dolarów. To, co czeka tam na odwiedzających, zdecydowanie jest tego warte;
Londyn – to miasto nie może kojarzyć się inaczej – to właśnie tu żyje i tworzy jeden z najsłynniejszych artystów street artu na świecie, czyli Banksy. Poza nim działają także inni grafficiarze, a ich malunki można zobaczyć niemal w całym mieście. Na wycieczki ukierunkowane typowo pod street art warto pójść na Camden Town czy Brick Lane;
Barcelona – hiszpańskie miasto to nie tylko wielki artystyczny popis Gaudiego, ale także całe mnóstwo nowoczesnej sztuki tworzonej sprayami. Graffiti można tam spotkać właściwie wszędzie i trzeba przyznać, że jest ono na bardzo, ale to bardzo wysokim poziomie. Jednym z moich ulubionych dzieł jest portret Waltera White’a z Breaking Bad i wynika to nie tylko z sympatii do serialu, ale też stylu i realizmu, które zostały na nim oddane. W Barcelonie jest pełno malunków nawiązujących do postaci z popkultury;
Berlin – najważniejszym i najbardziej znanym przykładem graffiti w Berlinie jest East Side Gallery, czyli zbiór dzieł stworzonych na słynnym Murze Berlińskim. Chyba najbardziej ikonicznym malunkiem jest ten prezentujący pocałunek Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera. Świetne dzieła można zobaczyć jeszcze w Urban Museum czy po prostu przechadzając się ulicami Berlina. Graffiti zdobi tam nie tylko mury, ale i całe budynki.
Sztuka czy wandalizm?
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Graffiti to bardzo nierównomierna i zróżnicowana część kultury, w której można odnaleźć zarówno wybitne perełki, jak i obrzydliwe okazy wandalizmu. Trzeba potrafić odróżnić od siebie dzieła artystów od szpetnych napisów czy bazgrołów. Czasami to może być łatwe, bo gdy mamy do czynienia ze wspomnianym już „kocham cie anka”, a tuż obok znajduje się realistyczny portret upamiętniający ikoniczną postać, to wszystko jest wiadome.
Niekiedy jednak granica jest cienka, bo sztuka współczesna rządzi się własnymi prawami, co doskonale widać w nowoczesnych muzeach. Mimo tego jestem przekonany, że w znacznej większości przypadków jesteśmy w stanie rozróżnić, kiedy graffiti ma jakąś wartość artystyczną, a kiedy nie (niezależnie od tego, czy nam się podoba). Poza tym należałoby zapewne wprowadzić większe i ostrzejsze regulacje dotyczące tworzenia graffiti, aby przejawów wandalizmu było jak najmniej.