
Jeśli jesteś grubo po 30. i dalej jesteś sam? Za czasów Twoich rodziców już dawno zostałbyś okrzyknięty starym kawalerem i wszyscy zastanawialiby się, co jest z tobą nie tak. Te czasy jednak na szczęście minęły i nawet starsze pokolenie jakoś łagodniej podchodzi do tematu bycia singlem. Choć pewnie znajdą się tacy, którzy przy każdym spotkaniu trują Ci tyłek ciągłymi pytaniami o żonę i potomka, to społeczeństwo akceptuje osoby, które są same z własnego (albo i nie) wyboru.
Właśnie, singiel to jakoś tak dzisiaj bardzo dumnie brzmi, ale czy faktycznie jest to taka kraina miodem i mlekiem płynąca? Wszystko ma swoje wady i zalety, ale przede wszystkim powinieneś słuchać swojego serca i do niczego się nie zmuszać. To Twoje życie i sam musisz je przeżyć. Ale jak to zrobić w pojedynkę i niczego nie żałować?
Żyć samemu, ale nie samotnie
Istnieje ogromna różnica między byciem samemu a byciem samotnym. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Życie z partnerką wcale nie ochroni Cię przed poczuciem beznadziei i braku zrozumienia, jeśli nie nadajecie na tych samych falach, albo po prostu uczucie między Wami wygasło. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś kroczył przez życie bez ukochanej u boku i jakoś mocno tego nie odczuwał. Oczywiście nie jest to łatwe, szczególnie jeśli masz tendencję do alienacji. Jeśli zamkniesz się w czterech ścianach, będziesz użalał się nad sobą i nawet nie pomyślisz o poznawaniu nowych osób, to raczej szybko wylądujesz w wariatkowie. Ludzie są stworzeni do życia w stadzie i potrzebują kontaktu z innymi „homo sapiens”. Nie musi to oznaczać stałego związku, jeśli do takowego jeszcze nie dojrzałeś albo masz w głowie traumę, którą zafundowała Ci Twoja ex. Wystarczy wyjść do ludzi albo założyć sobie konto na jednych z tych apek, randkowych, które biją rekordy popularności. Nikt nie każe Ci się od razu żenić albo być zwierzęciem towarzyskim, ale od czegoś trzeba zacząć.
Stereotyp współczesnego singla: masz więcej czasu na przyjaźń
Bez miłości i przyjaźni trudno wyobrazić sobie szczęśliwe życie. Nie ma sensu jednak pchać się w jakieś chore układy damsko-męskie, które prędzej przyprawią Cię o nerwicę niż o motyle w brzuchu. Czasem lepiej dać sobie na chwilę siana z poszukiwaniem miłości swojego życia i docenić wartość przyjaźni. Ale takiej prawdziwej, a nie jakiejś podrabianej, gdzie Twój „ziomek” prędzej obrobi Ci tyłek w towarzystwie niż pomoże w potrzebie. Pewnie jako nastolatek chciałeś mieć cały tabun koleżków, bo to przecież świadczy o popularności. Ta zasada nie ma jednak przełożenia na dorosłość – teraz warto mieć zaufane, skromne grono przyjaciół, którzy będą dla Ciebie jak rodzina. Nie dadzą Ci odczuć samotności i nie dopuszczą do deprechy. A jak już będziesz blisko skraju załamania, bo nie ma Ci kto ugotować ciepłego obiadku, to na pewno wpadną z flachą dobrej łychy i wesprą duchowo. Nawet jeśli przyjdzie w Twoim życiu czas na ustatkowanie, to podejrzewam, że prawdziwa męska przyjaźń z najbliższymi kumplami przetrwa aż do czasu, kiedy ostatni z Was zejdzie z tego świata.
Życie singla czyli całe życie w pojedynkę?
Znam kilka takich osób, które wielce zarzekały się, że nie są stworzone do monogamii i za nic w świecie nie chcą się odrywać się od swojego kawalerskiego życia. Jeśli słyszę teraz podobne wyznania to wewnętrznie się uśmiecham, bo takie samozwańcze „samotne wilki” najczęściej znajdują miłość swojego życia w najmniej oczekiwanym momencie. Jak głosi stare porzekadło, „nigdy nie mów nigdy”. No bo przecież nie masz pojęcia, czy strzała amora nie trafi Cię, gdy będziesz stał w kolejce po bułki czy kolejny czteropak na wieczorny mecz Ligi Mistrzów. Owszem, bycie singlem jest wygodne – nie musisz przejmować się uczuciami drugiej osoby i możesz robić to co Ci się żywnie podoba. Ale życie we dwoje też może być piękne. Zawsze masz do kogo mordę odezwać, pożalić się na kumpla z roboty, który zawalił Wasz wspólny projekt albo po prostu najzwyczajniej w świecie zaznać trochę bliskości i intymności. Będziesz przegrywem życiowym jeśli nie zwiążesz się z kobietą swoich marzeń tylko dlatego, że podpisałeś jakiś wyimaginowany pakt z diabłem, który powstrzymuje Cię od wzięcia odpowiedzialności za założenie rodziny. Bycie zdeklarowanym singlem na dłuższą metę może mocno zmęczyć psychicznie, zwłaszcza jeśli ten stan utrzymuje się przez wiele lat.
Korzystaj z życia singla ile się da
Stan kawalerski w większości przypadków nie trwa wiecznie, bo nawet najbardziej zatwardziali single w końcu znajdują swoją drugą połówkę. Ale zanim to nastąpi, korzystaj z pełnej niezależności. Daj się ponieść wolności i swobodzie, o których tak pięknie śpiewał Zenek Martyniuk. Rób to, na co masz ochotę. Chcesz polecieć na Dominikanę? Leć tam i nawet się nie zastanawiaj. Chcesz kupić sobie najnowszą konsolę do gier? Proszę bardzo. A może chcesz nawpychać się pizzą i popić porządną dawką browara? Droga wolna. Nie musisz przejmować się zrzędzeniem i narzekaniem, bo jesteś dorosły, mieszkasz sam i wszystko idzie na Twoje konto.
Wydaje mi się, a w zasadzie to jestem przekonany, że single mają znacznie więcej wolnego czasu na rozwijanie swoich pasji. Co prawda wiele rzeczy można robić we dwójkę, ale nikt Ci nie zagwarantuje, że Twoja potencjalna partnerka, która być może się jeszcze nawet nie urodziła, będzie podzielać Twoje zamiłowanie do starych samochodów, gry w tenisa czy konwentów i wydarzeń cosplayowych. Kawalerstwo jest od tego, żeby sobie poużywać ile wlezie i nie mieć wyrzutów sumienia, że kogoś akurat zaniedbujesz. Z czasem pewnie zaczniesz tęsknić za dzieleniem radości z drugą osobą, co można chyba uznać za pierwsze objawy „dojrzewania”.
„Kiedy wreszcie to małżeństwo?”
Jak reagujecie na telefon od rodziców, którzy zmuszają Was do przyjazdu w rodzinne na spotkanie z wszystkim ciotkami, wujkami i innymi członkami familii, których widziałeś na oczy zaledwie kilka razy w życiu? Wywracasz oczami i wszystko się w Tobie gotuje, mam rację? No bo oczywiście zaczną się pytania z kategorii: „A kiedy w końcu jakiś ślub? Kiedy dzieci? Kiedy się ogarniesz?”. To już nie te czasy, kiedy w wieku 20 lat każdy samiec alfa powinien już być statecznym mężem i ojcem. Nikt nie powinien Ci wmawiać, że akurat teraz jest ten moment, żeby zacząć myśleć o uporządkowaniu swojego życia osobistego i miłosnego. A już na pewno nie jakaś ciotka, która wie o życiu tyle, co obejrzy w „Ukrytej prawdzie”.
Jesteś już dużym chłopcem i sam musisz zmierzyć się z konsekwencjami swoich lepszych i gorszych decyzji. „Samotne życie” to jednak żaden powód do wstydu, ale niewykluczone, że kiedyś obudzisz się rano z przeświadczeniem, że coś Cię jednak w życiu omija. Ale to już idzie na Twój rachunek i nikt nie powinien Cię oceniać. Najśmieszniejsze jest to, że najwięcej do powiedzenia mają osoby, którym nie układa się w życiu i całą swoją frustrację chcą przelać na Ciebie. Bogu ducha winnego singla, który wie, czego chce.
Życie jako singiel przestaje Ci wystarczać?
Muszę przyznać, że „samotność” to całkiem dobry sposób na dojście do siebie po nieudanym związku. Nigdzie jednak nie napisano, ile przerwy między związkami wystarczy, żeby wszystko sobie poukładać w głowie. Tydzień? Miesiąc? Rok? Przede wszystkim wsłuchaj się w swoje potrzeby. Nie szukaj miłości na siłę, bo szybko się zrazisz. Może wyjdę teraz na beznadziejnego romantyka, ale uczucie pewnie samo Cię znajdzie. Może nie dosłownie, bo wychodzę z założenia, że szczęściu trzeba pomóc. Ale nie znajdziesz nikogo, kiedy będziesz tylko przełączał kanały w telewizji. Wyjdź na miasto, przetestuj nową restaurację, spędź wieczór ze znajomymi na bulwarach wiślanych, zapisz się na crossfit, zgódź się na „double date” z koleżanką żony Twojego kumpla. A nuż zaskoczy? Co prawda młodzi teraz namiętnie korzystają z Tindera i innych aplikacji randkowych, ale jeśli szukasz prawdziwej relacji, a nie przygody na jedną noc, to polecam tradycyjne sposoby. Nie ma to jak kontakt „face to face”.